Przestroga przed radykalizacją. O książce “Życie i los” Grossmana

Jeżeli ktoś miałby przeczytać jedną jedyną książkę o wojnie, to powinna to być właśnie ta – „Życie i los” Wasilija Grossmana. Autor przedstawił w niej to, co sam widział, czego sam doświadczył oraz czego się dowiedział w rosyjskiej armii. W jednym się tylko pomylił. Stwierdził, że po wojnie faszyzm nie będzie miał racji bytu. Widzimy, że tego typu poglądy wciąż są żywe, zyskują na popularności, a media, których pracownicy nie wiedzą, jak Hitler doszedł do władzy, zapraszają faszyzujących polityków na swoje łamy, bo ich skandaliczne wypowiedzi dobrze się sprzedają.

Grossman w swojej książce skupia się na losach ludzi radzieckich. Pokazuje żołnierzy, naukowców, gospodynie domowe, dzieci, zakochanych i nieszczęśliwych. Wojna nie oznacza przecież zawieszenie emocji na kołku. Wojna to walka o przetrwanie, ale też o bliskość ukochanej osoby, troska o to, by być razem lub przynajmniej móc się pożegnać.

Historie bohaterów autor przeplata krótkimi esejami o przyjaźni, antysemityzmie, o sprawach ważnych, ponadczasowych, niezależnych od stanu politycznego danego miejsca na ziemi. Jednym z najbardziej wzruszających rozdziałów jest list, który z getta tuż przed śmiercią matka pisze do ukochanego syna. Mówi mu o tym, co ją spotkało, jak odnosili się do niej ludzie, których znała, lub tylko wydawało jej się, że zna. Żegna się ze swoim dorosłym już dzieckiem świadoma własnego losu, rozgoryczona niesprawiedliwością. Bo przecież mogłaby żyć, tyle jeszcze zrobić, dokonać. A przyszło jej umrzeć w upokorzeniu. Jej syn ten list będzie już nosił zawsze przy sobie.

„Życie i los” powinni przeczytać przede wszystkim ci, którzy niewiele wiedzą o komunizmie. Kult Stalina, który jednym telefonem mógł odmienić czyjeś życie, powszechne donosicielstwo, dwulicowość, niepewność co do tego, komu można ufać, a komu nie. Złamane życiorysy, charaktery i sumienia. Złamani ludzie, którzy chyba do dziś nie otrząsnęli się z koszmaru tyranii. Grossman pokazuje, jak przekracza się normy przyzwoitości, jak z ofiary można zostać sprawcą.

Nawet bez wojny wielu z nas jest oportunistami. Podążamy ścieżkami, które są wygodniejsze i obiecują więcej korzyści. A co dopiero wtedy, gdy wokół przyjdzie nam doświadczać śmierci.

Książka Grossmana jest wielkim dziełem. Pozwala nam wejść w świat rzadko przez naszych historyków opisywany. Pokazuje, że ten sam naród mógł wydać jednocześnie sprawców i ofiary. I że obie te kategorie ludzi funkcjonowały obok siebie, pracowały razem, miały wspólne doświadczenia, przede wszystkim jednak znały się dobrze. Czyż zdrada ze strony przyjaciela nie jest tą najokrutniejszą?

Ciężko omawiać tę pozycję bez rozważań nad wyborami poszczególnych bohaterów, co siłą rzeczy musi ujawniać szczegóły lektury. Po przeczytaniu każdej strony możemy czuć ulgę, że nie żyjemy w tak trudnych czasach. Czy oby na pewno? Wciąż są ludzie, którzy tracą dom, którzy nie mają co jeść, którzy uciekają z miejsc ogarniętych wojną. Wiemy o nich, a jednak często pozostajemy wobec ich cierpienia obojętni. Albo śmiejemy się, że uciekając do lepszego życia zabrali ze sobą telefony. A co my byśmy zabrali?

Dobrze jest myśleć, że to wszystko nas nie dotyczy, że wszelkie toczące się dziś wojny są dalekie i nie mają na nas wpływu. Czy tak rzeczywiście jest? Dziś nie wyciągamy wniosków z przeszłości, nie uczymy się na historii. Pędzimy za kolejnymi życiowymi atrakcjami, kliknięciami w Internecie i lajkami na portalach społecznościowych. Nie dostrzegamy radykalizacji społeczeństw i ukłonów w stronę autorytaryzmu. Być może sami się tam kłaniamy.

Katarzyna Markusz

Wasilij Grossman „Życie i los”, przeł. Jerzy Czech, wyd. WAB