Przewaga stereotypów nad historią. O książce „Komendant”

Książka “Komendant” o życiu Salomona Morela jest publikacją nierówną. O ile autorka, Anna Malinowska, świetnie radzi sobie w opisywaniu PRL-owskiej części tej opowieści, o tyle przez okres wojny i powojnia prowadzi czytelników na oślep, utrwalając – niestety! – stereotypy.

Salomon Morel przeżył wojnę w lasach na Lubelszczyźnie. Jego najbliżsi zginęli w rodzinnej wsi, Garbowie, wydani przez Polaków i rozstrzelani przez policjanta. Morel związał się z lewicową partyzantką. Po wojnie pracował dla nowej władzy, pełniąc m.in. funkcję komendanta obozu Zgoda w Świętochłowicach. Obóz miał „reedukować” niewłaściwie nastawionych do życia młodych ludzi oraz pomagać tym, którzy podpisali w czasie wojny Volkslistę zrozumieć swój błąd. Zginęło tam prawie 2 tys. osób, głównie z powodu szerzących się epidemii. Wobec więźniów stosowano przemoc, gwałty i okrutne kary. Do tego ostatniego Morel nigdy się nie przyznał.

Liczyłam na to, że książka o życiu takiego człowieka będzie polem do rozważań i zadawania pytań na temat historycznych zawiłości i ludzkich wyborów. Oraz że będzie opierać się na solidnych badaniach historycznych. Tego tutaj zabrakło i niestety trudno mi się z tym pogodzić. Autorka jest świetną reporterką, co widać, gdy jeździ w miejsca, o których pisze, rozmawia z kim tylko się da. Nie prowadzi jednak żadnych badań historycznych w archiwach – bo zajrzenie do kilku teczek ze śledztwa IPN to za mało. Nie ma warsztatu historyka i nic nie wskazuje na to, by chciała go poznać, co przy pisaniu książki historycznej jest ryzykowne.

Już pierwszy rozdział był dla mnie rozczarowaniem. Okupacyjne losy Żydów w Garbowie zajęły raptem 10 stron, które ilustrowano głównie zdjęciami Sprawiedliwych, ich domów lub kościołów. Żydzi pojawiają się na jednej fotografii i są to Żydzi z Lublina zaganiani przez Niemców do wagonów jadących do Sobiboru. Również w treści pojawiają się w zasadzie wyłącznie Polacy, którzy Żydom pomagali. Jedynym negatywnym bohaterem jest tu polski policjant, który rozstrzelał Morelów. W ten sposób powstał w książce obraz zupełnie nieprawdziwy. Owszem, w Garbowie byli ludzie, którzy ukrywali Żydów, ale zdecydowana większość tego nie robiła. Co więcej, to ta większość doprowadziła do śmierci rodziny Salomona Morela. Tak, pod koniec książki dowiemy się, że mieszkańcy tej miejscowości mieli z mordem na Żydach do czynienia, ale niepotrzebnie autorka prezentuje to w aurze własnego odkrycia, bo sprawa była już opisywana przez historyków. Mało tego, jeden z mieszkańców wsi – Józef Tkaczyk – nagrał swoje wspomnienia na taśmie filmowej.

„Prawdopodobnie komendant posterunku policji granatowej wiedział gdzie oni [Morelowie] są, bo on z nimi miał kontakt, ale kiedy poszedł ktoś na posterunek i oskarżył, to on wezwał sołtysa, kazał zebrać chłopów, żeby poszli, zabrali Żydów. Policja nie poszła. I chłopi poszli, przyprowadzili ich do aresztu i wtenczas komendant posterunku zarządził, żeby ich rozstrzelać, żeby oni nie dostali się do Niemców. I tak zrobili. U mnie w domu mieszkał policjant granatowy, który ich rozstrzelał. Wyprowadzał pojedynczo z aresztu i rozstrzelał. Zostali zakopani na miejscu. Zostali zakopani. Po jakichś kilku latach w Garbowie zaczęto budować gminną spółdzielnię. Budynek. Więc wykopali te kości. Jak wykopali te kości, ktoś mnie dał znać, no, i żonie oczywiście, bo to żona była sąsiadka Morelów. I ja zawiadomiłem Morela Salomona, który żyje. I on przyjechał i myśmy te kości wzięli zebrali w tę trumnę i pochowali na cmentarzu w Garbowie. I tam leżą do dnia dzisiejszego. Tam było, zabitych było, cztery osoby. Morelowie oboje, syn i bratowa. A dwóch uciekło, których później ja przetrzymywałem, oczywiście”.

To fragment filmowej relacji Tkaczyka. Bardzo żałuję, że autorka nie odsłoniła przed czytelnikami co doprowadziło do morderstwa na całej rodzinie Morelów. Nad swoim odkryciem tego faktu przechodzi w zasadzie do porządku dziennego, nie naświetlający czytelnikom tła takich wydarzeń. A było ich w owym czasie wiele. Nie tylko na Lubelszczyźnie. Brakuje kontekstu, brakuje historii, brakuje tła wydarzeń, które pomogłoby je – na tyle, na ile to możliwe – zrozumieć.

W kolejnym rozdziale, gdy mowa jest o oddziałach partyzanckich, w skrócie dowiadujemy się, że AK była dobra, a AL zła, bo zajmowała się okradaniem chłopów oraz napadaniem na pociągi, wskutek czego ginęli Polacy. Nie ma nic o tym, jaki był stosunek AK do Żydów i dlaczego wstępowali oni, jeśli już szli do partyzantki, do lewicowych organizacji. Nie musieli się z nimi zgadzać ideologicznie. Po prostu mieli tam zdecydowanie większe szanse na to, że nikt z kolegów nie zechce ich zabić. Nie dowiemy się tego z książki. Zamiast tego przeczytamy o „przypadkach AK-owców zamordowanych przez PPR-owców”, o tym, że „AL-owcy nie mieli skrupułów wobec niechętnej im, ‘reakcyjnej’ ludności” oraz rabowali okolicznym gospodarzom konie.

W tej części książki poznajemy też działającego w partyzantce Moczara oraz Leona Kasmana, jak podaje autorka, „przedwojennego polskiego komunistę o żydowskich korzeniach, wykonującego misję na zlecenie Moskwy”. Takie hasła, rzucone bez żadnej interpretacji, utrwalają stereotypy. A wiemy przecież, że żydokomuna jest mitem, fałszem powielanym dla znalezienia kozła ofiarnego własnych historycznych przewin.

Na czterech stronach książki (67-70) pojawiają się cytaty z Mordechaja Canina oraz prof. Jana Tomasza Grossa. To świetnie! Problem w tym, że autorka nie pokazuje jak historie przedstawione w książkach „Przez ruiny i zgliszcza” oraz „Złote żniwa” łączą się z opowieścią o Morelu. Co z nich wynika? Jakie są z tego wnioski? Brakuje mi mostu przerzuconego między elementami tej historii, bo przecież łączą się ze sobą, tyle że nie dane nam jest dowiedzieć się jak.

Na stronie 76 czytamy cytat z Franciszka Blaichmana, który przesłuchując Polaków uświadomił sobie, „jak głębokie korzenie zapuścił w Polsce antysemityzm”. W związku z tym planował z kraju wyjechać. To zupełnie niezrozumiałe po lekturze poprzednich stron, z których wiemy, że mieszkańcy jednej wsi byli przychylni Żydom, a w aparacie komunistycznym tychże Żydów nie brakowało. W czym więc problem? Czego tu się bać?

Morel mówił osadzonym w Zgodzie, że był więźniem Auschwitz. Kłamał. W obozie w rzeczywistości przebywała jego ówczesna partnerka, Lola Potok, która przez pierwsze lata po wyzwoleniu pałała rządzą zemsty na swoich oprawcach. Jej przeżyć szczegółowo nie poznamy, bo autorka woli cytować Jana Karskiego (str. 80), legendarnego kuriera podziemia, który ma niewątpliwe zasługi z okresu okupacji na rzecz Państwa Podziemnego, ale nie wiadomo nic o tym, by odegrał w życiu Morela jakąś rolę.

Anna Malinowska ma wiele do powiedzenia na temat Ślązaków, ich wojennych trudnych – niemożliwych do dokonania – wyborach oraz powojennych konsekwencjach życia akurat w tym miejscu na świecie. Mówi o nich z czułością i troską, broniąc wyraźnie przed niechętnym osądem czytelników. Tu znajdziemy wyjaśnienia i interpretacje, jakich zabrakło w przypadku Żydów. Autorka jest znakomitą reporterką i to widać, gdy spotyka się z tak wieloma ludźmi, jak tylko się da, by napisać swoją książkę. Jest to ogromna praca, jaką należy docenić.

Tym bardziej jednak w oczy rzuca się ogromna nierówność, z jaką traktuje swoich bohaterów. Nie znaczy to, że Morela należy rozgrzeszać. Wręcz przeciwnie. Jednak pokazanie wszystkich opisanych wydarzeń w jakimkolwiek kontekście pomogłoby czytelnikom spróbować zrozumieć, a na pewno dowiedzieć się więcej o ówczesnych realiach i relacjach międzyludzkich. A tak to zostają zostawieni sami sobie. Utrwalają złe stereotypy, gdy czytają, że Izrael nie chciał wydać Polsce Morela, bo „prośba o ekstradycję wzbudza wiele wątpliwości dotyczących wydarzeń w okresie po II wojnie światowej, kiedy to około 1000 Żydów zostało zamordowanych w Polsce przez polskich obywateli. (…) Niepokoi i smuci fakt, że ściganie Morela jest kontynuowane”. Ukrył się wśród swoich, którzy nie chcieli go wydać Polsce, by sprawiedliwie go osądziła. Taki z tego wniosek.

To prawda, że Morel powinien był stanąć przed sądem i odpowiedzieć za popełnione zbrodnie. Prawdą jest też, że jego historia zasługuje na porządne i drobiazgowe opisanie. W książce „Komendant”, ku memu rozczarowaniu, to się nie udało.

Katarzyna Markusz

„Komendant. Życie Salomona Morela”, Anna Malinowska, Wydawnictwo Agora