W 2011 r. prawicowe media pisały, że “Gross manipuluje zdjęciem z Treblinki”. Chodziło o słynną już fotografię kopaczy, przeszukujących prochy ofiar obozu w poszukiwaniu złota i kosztowności, którzy zostali przyłapani na gorącym uczynku. Od tego zdjęcia zaczyna się historia opisana w “Złotych żniwach” przez prof. Jana Tomasza Grossa. I to prawdziwość tego zdjęcia próbowali podważyć dziennikarze. Paweł Piotr Reszka w swojej książce “Płuczki” udowadnia, że niesłusznie.
Reszka zdjęciu kopaczy z Treblinki poświęcił ostatni, dodatkowy, rozdział. O samej Treblince pisać nie chciał, bo zrobili to już inni. Kiedy jednak w archiwum IPN znalazł fotografię wykonaną tej samej grupie ludzi tego samego dnia i podpisaną “Rozkopywacze grobów Treblinki zebrani przed szczątkami ofiar w dniu obławy”, postanowił dopisać do swojej książki aneks.
To o tyle istotne, że pokazuje, jak bardzo zawzięcie potrafimy bronić się przed prawdą o naszej historii. Akceptujemy jej pozytywne strony, nie mogąc pogodzić się ze złem wyrządzonym przez naszych przodków. Bo oni mogli tylko ratować Żydów, a nie rozkopywać masowe groby w poszukiwaniu złotych pierścionków i monet.
Prawicowe media cytowały kierownika muzeum w Treblince, który przypuszczał, że wspomniana fotografia może przedstawiać “porządkowanie terenu”. Takie specyficzne porządkowanie odbywa się w ramach “polityki historycznej” od kilku lat. Porządkujemy polską przeszłość, by ją zniekształcić i nagiąć do własnych potrzeb. Pierwszą z nich jest potrzeba dobrego samopoczucia.
“Żydzi byli bogate” – mówi Reszce jeden z bohaterów jego książki. Nawet jeśli, to co z tego? – chciałabym zapytać. W Sobiborze i Bełżcu, których okolice bada autor książki, Niemcy mordowali zarówno bogatych, jak i biednych Żydów. Różnice majątkowe nie miały tam znaczenia. Wszyscy ginęli tak samo. I zostawiali po sobie “skarby”, które miejscowi odnajdywali jeszcze kilkadziesiąt lat po wojnie.
Kto kopał w obozowych mogiłach? “Kto tylko mógł. I dzieci, i stare” – powie Reszce jeden z mieszkańców. W niedzielę nie kopali, bo niedzielę trzeba było “uszanować”. A prochów ludzkich nie trzeba szanować? Czy dla kopaczy Żydzi byli w ogóle ludźmi? Niektórzy tłumaczą, że grobów chrześcijańskich by nie rozkopywali. Nie wierzę w to, bo właśnie taki proceder – szukania “skarbów” w prochach polskich ofiar – odbywał się w Oświęcimiu. Poszukiwacze, ich potomkowie nie czują, żeby to był grzech. Tłumaczą te działania biedą.
“Widziałem wykopany dół, wyciągali trupa, jeszcze żywe ciało. Jeden ręką za włosy trzymał i rydlem, znaczy szpadlem, walił w szyję, żeby głowę obciąć, bo jeszcze się trzymała korpusu. To właśnie była rąbanka. Bo rąbali. Potem szczękę wyłamał i do kieszeni. Po ząbku przecież nie wyjmował. I potem jeszcze brał kawałek chleba, słoninę, co ją miał w kieszeni w szmatę zawiniętą, i jadł w tym wszystkim, tymi ręcami, co grzebał” – to fragment jednej z relacji zawartej w książce.
Ten człowiek nie był wyjątkowy. Jego postawa pokazuje, że żydowskie prochy nie stanowiły takiego sacrum jak chrześcijańskie. Nie trzeba się było wstydzić, że czegoś się w nich szuka. Nikt z kopaczy nie uważał, że dokonuje profanacji. I nie miał wyrzutów sumienia. “Żeby tych Żydów Niemiec nie wydusił, toby Polaki nie mieli co robić w Polsce. Byłaby żydownia” – mówi jeden z nich.
Wójt gminy Bełżec w 1946 r. ogłosił, że to złoto stanowi własność państwa i dlatego przeszukiwanie grobów jest przestępstwem. A więc państwo polskie jakoś się na żydowskiej własności wzbogacało? Nie tylko dostało domu, mieszkania, kamienice i sklepy, ale też pierścionki i złote zęby? A skąd wiedziano, że ten pierścionek wykopany wśród prochów nie miał akurat żadnych prawnych właścicieli? No i czy państwo polskie – skoro uznało te pierścionki za swoją własność – samo chciało ich poszukiwać? W jaki sposób?
Paweł Piotr Reszka spędził w okolicy Bełżca i Sobiboru dużo czasu. Rozmawiał z ludźmi, którzy tam mieszkają. Oddał im głos na kartach swojej książki. Sam stara się nie mówić, co o tym wszystkim myśli. Pozwala mówić innym tak, żeby te słowa świadczyły za nich.
“Płuczki” są książką bolesną. Boli niemal każde napisane w niej zdanie. Pokazuje, że w chwili próby nie zdaliśmy egzaminu – my, “naród sprawiedliwych”, nie uszanowaliśmy śmierci naszych sąsiadów. Kopacze zostali rozgrzeszeni przez społeczeństwo, bliskich i znajomych, a na końcu przez księży w czasie spowiedzi. Zarobili i zapomnieli. Bez poczucia winy czy żalu, co przecież do rozgrzeszenia jest niezbędne. Reszka stawia nam tych ludzi przed oczami i zmusza do konfrontacji. Jak my byśmy się zachowali w takiej sytuacji? To dzięki anonimowości bohaterów “Płuczek” możemy stawiać sobie takie pytania. Gdyby mieli prawdziwe nazwiska, skupilibyśmy się na nich, a nie na sobie. A przecież nad sobą powinniśmy się zastanowić.
Nie chcemy się sprawdzać w takich sytuacjach. Ale mamy dziś inne. Czy zawsze postępujemy w zgodzie z własnym sumieniem? Czy zachowujemy się etycznie? A może chodzimy na kompromisy dla własnej korzyści i komfortu? Jest tyle pytań, na które odpowiedzi nikt za nas nie udzieli.
Ważne jest również to, co zrobimy z pamięcią o ludziach, których prochy spoczywają na naszej ziemi. Albo oddamy głos krzykowi umarłych, albo pozwolimy go uciszyć fałszerzom historii, by nie musieć na trudne pytania odpowiadać.
Wracam jeszcze do Treblinki. W 2011 r., w związku z książką “Złote żniwa”, wiele mówiło się w okolicy na temat kopaczy. Jeden ze świadków opowiadał mi, że po wojnie przywieziono do więzienia w pobliskim Sokołowie dwa samochody z ludźmi złapanymi w Treblince. Jego zdaniem było to około stu osób. Zaprowadzono ich do budynku więzienia, kazano opróżnić kieszenie i dodatkowo dokonano rewizji. Był tam obecny przedstawiciel urzędu skarbowego. Zebrane w ten sposób złoto zważono i przeszło ono w ręce tego urzędnika. Chociaż mój rozmówca był świadkiem całej sytuacji nie pamięta jakie formalności się wtedy odbywały, czy spisywano jakiś protokół itp. Całego wydarzenia nie oceniał jako nadzwyczajnego, nie wzbudziło to wielkiej sensacji w mieście. Również ludzie, których zatrzymano nie wyglądali na zażenowanych. – Kto by się po wojnie wstydził – powiedział.
Kopaczom odebrano złoto i wypuszczono. Na świadku zdarzenia negatywne wrażenie zrobiło to, że ktoś wspomniał, jak jeden z mężczyzn grzebiąc kijem w ludzkich szczątkach, w drugim ręku trzymał kiełbasę, którą jadł w tym czasie. Jak wynika z opowieści zebranych przez Reszkę, nie było to zachowanie odosobnione.
Autor zostawia nas z pytaniem o to, co zrobimy z tą wiedzą. Obyśmy dobrze na nie odpowiedzieli.
Paweł Piotr Reszka, “Płuczki. Poszukiwacze żydowskiego złota”, Wydawnictwo Agora
Katarzyna Markusz