Jak dobrze, że powstała książka o Birobidżanie! Do tej pory temat ten nie był często poruszany, a szkoda, bo jest bardzo zajmujący.
Trzeba zacząć od tego, że w ZSRR powstał pomysł osiedlenia Żydów w jednym regionie. Według inicjatorów miał być swoistą komunistyczną ziemią obiecaną: „Ach, Birobidżan! Miał spełnić marzenia radzieckich żydowskich obywateli. Dowieść, że energia czerwonej gwiazdy dotrze do wszystkich zakątków radzieckiego państwa. Udowodnić, że możliwe jest stworzenie ex nihilo nowego żydowskiego życia na najodleglejszych terenach imperium”. Karkołomna, szalona wizja? Oczywiście, że tak.
Polityka etniczna Stalina nie liczyła się z żadnymi trudnościami czy niepodobieństwami. Dlatego też po wstępnych konsultacjach, wyprawach prof. Bruka (który badał minerały, gleby, środowisko naturalne w ogóle), a przede wszystkim ze względów strategicznych (bliskość granicy z Mandżurią), wybór utworzenia Żydowskiego Okręgu Autonomicznego padł na zbieg rzek Bira i Bidżan, którego stolicą zostało miasto Birobidżan.
Okolica wciąż wydaje się być wymagająca, dla pierwszych osadników była zaś przerażająca, frustrująca i głęboko wyczerpująca. Jak pisze autorka, tereny te były bagniste, malaryczne (w okresie wiosennym i letnim komary zatruwały życie ludzi i zwierząt, nic nie było w stanie ich zatrzymać), pełne potężnych lasów, które trzeba było w pocie czoła tygodniami karczować (a jedno drzewo nierzadko miało obwód tak duży, że do jego objęcia potrzeba było trójki dorosłych ludzi).
Okresowe powodzie, innym razem susze powodowały, że pierwsi osadnicy cierpieli głód, wielu uciekało z tej niby “ziemi obiecanej” do swoich starych siedzib na Białorusi czy Ukrainie, gdzie, choć prześladowani i biedni, mieli jednak swoje miejsce (tu na początku pustka zupełna) i fach w ręku.
Tym, którzy zostali pozwolono na wykładowy jidysz w szkołach, gazety w języku żydowskim, stawiano pomniki żydowskim zasłużonym twórcom. Brzmi dobrze? Niestety, wcale tak nie jest.
Okres stalinizmu to powracające w kolejnych latach czystki, które sięgały, jak w całym ZSRR, od urzędników po instytucje kultury i twórców. Autorka opisuje jak to właśnie towarzysze decydowali o repertuarze teatrów czy tematyce wydawanych książek.
Najlepszym przykładem ingerencji w życie kulturalne, ale też w sprawy informacyjne jest wspomnienie przypadku, w którym za druk w gazecie informacji o żydowskich bohaterach wojennych szło się do więzienia na 10 lat.
Komunizm był przerażający, bez względu na szerokość geograficzną i klimat. Dlatego też w okresie najsilniejszych represji birobidżańscy Żydzi ukrywali swoje pochodzenie. To, co miało być wyróżnikiem i atutem, stało się nagle niebezpieczną przynależnością, która często skutkowała więzieniem.
Autorka podkreśla, że również w czasach post stalinowskich przyszły problemy: jidysz zaczął być traktowany jako gorszy język, utożsamiany z zacofaniem, pokazujący odstawanie, zapóźnienie, brak asymilacji…
Pisząc o Birobidżanie, Agata Maksimowska przeszła wszystkiego jego historyczne i polityczne etapy: od komunizmu po pierestrojkę i czasy współczesne, nie pominęła także aliji końca XX stulecia. Należy docenić jej zaangażowanie i mozolną, wytrwałą pracę, jaką poczyniła, by pokazać Birobidżan w przystępny, ale też godny uwagi sposób.
Sam temat jest o tyle niewygasły i aktualny, że miała ona możliwość porozmawiania, spotkania się z uczestnikami, świadkami imigracji do Izraela. W tych frapujących relacjach najczęściej poruszanym tematem jest chyba rozczarowanie wyjazdem, który wiązał się nie tylko z szokiem kulturowym, pracą poniżej kwalifikacji, ale też trudami służby wojskowej, czy choćby gorszym traktowaniem przez sabrów, mających wg rozmówców autorki złe mniemanie o tzw. “ruskich”.
Rozmowy z imigrantami z krajów postsowieckich to znakomity temat na osobną książkę.
Zaś dzisiejszy Birobidżan to przedziwne miejsce, gdzie łączą się różne tendencje polityczne i wizje miejskich włodarzy. Zbitka zamiarów i intencji tak różnych, jak różni są ich pomysłodawcy oraz przekonania polityczne, które sobą reprezentują.
Spis powszechny z 2010 roku wykazał, że w Żydowskim Obwodzie Autonomicznym mieszkało 1628 Żydów, co stanowi mniej niż 1% ogółu mieszkańców (informacja za autorką).
Mimo to Birobidżan chce być marką kojarzoną z żydostwem i nie ma wielkiego znaczenia, że wszelkie działania skupiają się na bardzo powierzchownych, płytkich zabiegach. Pewnie dlatego w licznych miejskich zaułkach poustawiane są figurki Tewjego Mleczarza czy żydowskiego skrzypka, gdzie co krok można znaleźć plansze z archiwalnymi informacjami i wizerunkami powstającego miasta.
I nie ma większego znaczenia, że występującymi podczas festiwalu żydowskiej kultury są rdzenni Rosjanie czy nawet Chińczycy, nie mający pojęcia o żydowskiej obyczajowości, tradycji, nie wspominając już o języku, jednym z najważniejszych wyróżników kultury.
Ten powtarzający się w świecie paradoks (kultura żydowska bez Żydów) wciąż mnie intryguje i zadziwia. Także w orientalnym birobidżańskim wydaniu.
Agata Maksimowska “Birobidżan”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2019
Katarzyna Batarowska