Samotność historyka

Czy prof. Jan Tomasz Gross jest kontrowersyjnym historykiem? Jeśli tak, to musielibyśmy uznać prawdę za kontrowersję. Stwierdzenie, że „Polacy zabili w czasie wojny więcej Żydów niż Niemców”, czy uznanie, że Polacy przyczynili się do śmierci 200 tys. Żydów, dla jednych jest niedopuszczalne, bo godzi w narodową potrzebę dobrego samopoczucia. Dla innych to zwykły fakt, którego negowanie powoduje zdziwienie nie mniejsze niż gdyby ktoś chciał zaprzeczać prawom grawitacji.

Według badań wybitnych historyków, Polacy w czasie wojny w różny sposób przyczynili się do śmierci co najmniej 200 tys. Żydów. Te szacunki budzą ogromny sprzeciw ze strony obecnej władzy, wyrażany regularnie w mediach społecznościowych przez jednego z polskich ambasadorów. Polscy politycy uznają tę liczbę za zbyt wielką, gdy w rzeczywistości i tak jest ona zaniżona. Nie chodzi bowiem wyłącznie o przypadki, gdy Polacy sami bezpośrednio mordowali swych dawnych sąsiadów, ale też takie, gdy wydawali ich w ręce Niemców, denuncjowali miejsce ich ukrywania lub w inny sposób przyczyniali się do żydowskiej śmierci. To ustalenia współczesnych historyków, oparte na rzetelnych i pogłębionych badaniach. Mogą budzić sprzeciw osób zajmujących się PR-owym wybielaniem polskiej historii, ale – jak to fakty – w końcu obronią się same.

Mimo wszystko, nie jest łatwo głosić tezy, które przez głośną i wpływową część społeczeństwa nie są dobrze przyjmowane. Prof. Gross spotyka się z niechęcią ze strony osób o skrajnie przeciwnych poglądach, prawicowym zacietrzewieniu i niemających najmniejszej ochoty konfrontowania się z prawdą historyczną. Niestety, czasami niezrozumienie przychodzi również ze strony przyjaciół, ludzi mu bliskich. To pokazuje, że podejmowanie trudnych tematów z naszej przeszłości to zadanie dla odważnych, którzy nie boją się ponieść konsekwencji swojego wyboru, z osamotnieniem włącznie.

Skąd bierze się ta niechęć do przyznania prawdy o negatywnej stronie naszej historii? Ile w niej cienia antysemityzmu? Niechęć do Żydów wciąż w Polsce istnieje i ma się coraz lepiej, podsycana przez skrajności i przywracana do mainstreamu przez polityków. Dziś nie przynosi już nikomu wstydu bycie „judeosceptycznym”. Można pisać antysemickie komentarze w Internecie, a nawet publikować całe artykuły, namawiające do nienawiści do Żydów. Prokuratura uzna to za wolność słowa i nie wyciągnie z tego powodu żadnych prawnych konsekwencji. Nic więc dziwnego, że nienawiść ma się u nas coraz lepiej.

„(…) bardzo ciekawe, myślałem sobie – a więc Polacy nie robili czegoś w czasie okupacji, bo się bali?! Jak coś takiego było w ogóle możliwe – i jak coś takiego jest możliwe jako objaśnienie rzeczywistości – w społeczeństwie, które zbudowało najpotężniejszą konspirację antyhitlerowską w okupowanej Europie? No i drugi wątek, co do którego panował konsensus – a mianowicie, że Żydzi masowo kolaborowali w czasie wojny z Sowietami. Lektura dokumentacji zebranej przez armię Andersa przekonała mnie, że to nonsens. Nawet fakt, że jedna czwarta ‘Sybiraków’ – czyli obywateli polskich zesłanych przez Sowietów na ‘białe niedźwiedzie’ – to byli Żydzi (a przecież Żydów wśród mieszkańców Kresów w latach 1939-1941 było najwyżej 12 procent) nie zmuszał do refleksji powtarzających tę tezę. Nie mieli o tym zielonego pojęcia czy się w ogóle nie zastanawiali?” – mówi prof. Gross w rozmowie z Aleksandrą Pawlicką. Fałszywe świadectwa – o własnym bohaterstwie i niemożności ratowania Żydów na większą skalę oraz o negatywnych postawach tychże Żydów – pomagają nam wytłumaczyć samych siebie. Nie ratowaliśmy Żydów, bo nie mogliśmy oraz oni sami na to nie zasługiwali. Przy takim podejściu możemy rozejść się do domów w poczuciu rozgrzeszenia.

Jan Tomasz Gross jest jednym z tych historyków, który mówi nam prosto w twarz, że nie mamy racji, gdy w taki zafałszowany sposób chcemy postrzegać swoją przeszłość. Budzi nas z bohaterskiego snu do bardziej złożonej rzeczywistości. Stąd nasz narodowy opór.

Książki prof. Grossa otworzyły trudne debaty. Dopuściły do naszej świadomości informacje o zbrodniczych czynach naszych przodków. Sprawiły, że kłóciliśmy (i nadal kłócimy) się o nie. Były pewnym początkiem w powszechnej świadomości. I za to należy się autorowi ogromna wdzięczność. O trudnych sprawach napisał w sposób dostępny dla każdego z czytelników. Każdego, kto po te pozycje zechce sięgnąć. A mam wrażenie, że nie każdy z krytyków to uczynił.

Książka „Bardzo dawno temu, mniej więcej w zeszły piątek…” jest znakomitym podsumowaniem dotychczasowej działalności J. T. Grossa. To świetna rozmowa o jego młodości, domu rodzinnym, relacjach z przyjaciółmi. O dokonywaniu wyborów, o oczywistościach nie dla wszystkich oczywistych, o ponoszeniu konsekwencji podążania własną drogą, którą uznaje się za słuszną wbrew twierdzeniom innych. To rozmowa o tym, jak wyboista i pełna negatywnych emocji może być droga osoby, która chce powiedzieć nieprzyjemną prawdę.

Płynięcie z prądem obecnej polityki historycznej jest bardzo łatwe, przynosi korzyści, poklask i splendor. Ale nie ma nic wspólnego z historią. Jej badanie jest trudne, bo przynosi rezultat, za który więcej ludzi znienawidzi autora niż pokocha. Ale to historia jest prawdziwa, a nie prowadzona przez władze polityka historyczna. I to ona przetrwa, a ci, którzy dziś próbują ją zafałszowywać odejdą w niepamięć.

Jan Tomasz Gross w rozmowie z Aleksandrą Pawlicką „Bardzo dawno temu, mniej więcej w zeszły piątek…” wyd. WAB, Grupa Wydawnicza Foksal

Katarzyna Markusz