Życie i twórczość Kalmana Segala były tematyką niedzielnego spotkania w Księgarni na Tłomackiem. O pisarzu opowiadała Joanna Sarnecka z Fundacji na Rzecz Kultury „Walizka”. Na lutni arabskiej grał Maciej Harna.
– Rodzinnym językiem w domu Sagala był jidysz – podkreśla Joanna Sarnecka. On sam chętnie czytał polską literaturę i dobrze ją znał.
Segal, gdy chodził do szóstej klasy, musiał przerwać naukę, ponieważ jego rodziców nie stać było na opłacenie czesnego. Kalman pomagał ojcu w pracy na roli, zatrudnił się też w fabryce octu.
– Jego warsztat literacki był znakomity – uważa Joanna Sarnecka. – Segal był eksperymentatorem; poszukiwał możliwości wyrażania w różnych formach. Miał tez poczucie, że światy religijne powinny się spotykać, że mają ze sobą punkt styczny. Dlatego, gdy pisał o synagodze, wspominał o znajdującym się w niej ołtarzu.
Pisarz wychowywał się w otoczeniu wielokulturowym i takie połączenia nie były dla niego zaskakujące. Urodził się w Sanoku. Po wybuchu wojny przeszedł przez San. Następnie została resztowany i zesłany na Kołymę. Tam spędził całą wojnę. Miał poczucie, że nawet w najmroczniejszych momentach życia, zawsze można znaleźć jakieś światełko, jakąś nadzieję.
Z Kołymy wrócił z poczuciem, że nie było go w Polsce, gdy ginęli jego bracia, gdy przepadł świat, w którym się wychowywał. Miało to duży wpływ na jego identyfikację własnej tożsamości. Zaczął pisać w jidysz – języku, który znał słabiej niż polski.
Przeżycie Zagłady stało się dla niego pewnego rodzaju zobowiązaniem. Od tej pory był świadkiem nieistniejącego świata.