Czy konflikt izraelsko-palestyński można opisać za pomocą komiksu? Czy da się to zrobić obiektywnie – niezależnie od wybranego sposobu przekazu? Pewnie nie, bo każdy z nas ma, często bardzo złożone, poglądy na ten temat. Sprawa ta nie jest ani prosta, ani jednoznaczna. Joe Sacco postanowił zmierzyć się z jednym epizodem tej niekończącej się walki.
W 1956 roku w Chan Junis i Rafah zginęło łącznie około trzystu Palestyńczyków. Jak do tego doszło? Co się dokładnie wydarzyło? Kto ponosi za to odpowiedzialność? Na te pytania, zdaniem autora książki, do tej pory nikt szczególnie nie chciał szukać odpowiedzi. Wojna ma to do siebie, że giną na niej ludzie. A jednak Sacco chciał wiedzieć. Pojechał do Strefy Gazy, zamieszkał tam na jakiś czas i szukał świadków. Niektórych z nich zaprosił na karty swojej opowieści.
Każda ofiara z Chan Junis i Rafah to przypis. Niewielki dopisek na marginesie długich raportów. Często bezimienny. Krótka wzmianka. Jest ich tak wiele, że gubią się we wzajemnie tworzonym tłumie.
Co innego, kiedy w Gazie zginie Amerykanka. Fotografowie będą robić zdjęcia jej zwłok, dziennikarze pochylą się nad cierpieniem jej bliskich. Będzie bohaterką najbliższych wydań wiadomości. Kobieta z Zachodu, ofiara wojny, którą pewnie nie do końca rozumiała.
Sacco zapewniał, że chce napisać obiektywny reportaż. Początkowo to się udaje, z czasem jednak głos zabierają wyłącznie Palestyńczycy. Mimo to, autor miejscami poddaje ich słowa w wątpliwość. Nie wierzy we wszystko. Wyławia nieścisłości, pokazuje je czytelnikom, porównując ze sobą różne wersje wydarzeń. Ale uwypukla też punkty wspólne – brutalność żołnierzy, strach, walkę, nastawienie społeczne. Nie wiem, czy da się napisać obiektywną książkę o relacjach palestyńsko-izraelskich. Sacco próbował, ale nie wydaje się, by odniósł sukces.
Mimo to, jego komiks zasługuje na uwagę. Jest znakomity od strony graficznej, opowiada o niemal nieznanym epizodzie walk między dwiema od dawna zwaśnionymi stronami, pokazuje życie w Gazie sprzed inwazji Stanów Zjednoczonych na Irak i dowodzi, że świat ma nieskończenie wiele odcieni szarości. Ten reportaż nie pozostawia czytelnika obojętnym. Pozwala przemyśleć własne poglądy, a nawet wiedzę. Pewnie część czytelników go odrzuci, jako wyraz tej czy innej propagandy. Zupełnie niesłusznie.
Mosze Dajan 30 kwietnia 1956 roku w mowie pogrzebowej cywila zabitego przez infiltratorów z Gazy powiedział: „Nie zrzucajmy dziś całej winy na morderców. Co możemy rzec w obliczu ich straszliwej nienawiści wobec nas? Już od ośmiu lat siedzą w obozach dla uchodźców w Strefie Gazy, patrząc na to, jak na ich oczach zmieniamy ich ziemię i wioski, w których wcześniej zamieszkiwali oni oraz ich przodkowie, w naszą własną ojczyznę”.
Arabski nauczyciel, którego poznaje podczas pobytu w Gazie Secco mówi: „Arabowie nie czytają. Dziedzictwo całego świata arabskiego to mniej niż wytwory kultury jednego tylko kraju – Hiszpanii. (…) Narzuca się nam sytuację gospodarczą, ale jaki jest arabski projekt wojskowości? Jaki jest arabski projekt gospodarki? Jaki jest arabski projekt kultury? Czy Indie nie były kolonią? A teraz to mocarstwo nuklearne! My, Arabowie, nie zrobiliśmy nic”.
Autor książki wyjeżdża z Gazy, gdy rozpoczyna się amerykańska inwazja na Irak. Znalazł świadków, spisał ich relacje, zebrał dodatkowe materiały i dokumenty. Wie, że jeszcze wiele mógłby się dowiedzieć, a jego opowieść mogłaby stać się znacznie obszerniejsza. Ala ma dość. On i jego czytelnicy. W tej książce nie chodzi o to, by kogoś przekonywać do swoich racji. Chodzi o to, by zwrócić uwagę. Złapać za rękę i zatrzymać na chwilę. Świat jest ślepy. Świat nie chce wiedzieć. Świat nie zwraca uwagi.
Joe Sacco „Strefa Gazy. Przypisy”, wyd. Timof Comics, tłum. Marek Cieślik
KM