Wchodzi koń do baru w Netanji…

Wchodzi koń do baru, zaczyna opowiadać swoje życie, a potem okazuje się, że wszyscy tak naprawdę jesteśmy nieszczęśliwi.

Dawid Grosman napisał książkę o cierpieniu i próbie rozliczenia się z własną przeszłością. Cały smutek ubrał w szaty starzejącego się klauna. Wyszła z tego znakomita literatura.

Bohaterowie Grosmana śmieją się często z rzeczy, które mogą wydać się kontrowersyjne. Z pewnością nie spodobają się zagorzałym zwolennikom prawicy i lewicy. Każdy z nich w pewnym momencie może poczuć się urażony. Skoro jednak autor wprowadza konia do baru, to spodziewamy się, że będzie się z czego śmiać. Nie tym razem.

Czasami jest tak, że człowiek, który dużo się śmieje, cierpi najbardziej. Często jest tak, że stare rany wciąż bolą, a czas ich nie leczy. Co z tym zrobić? Jak sobie pomóc? Czy dobra mina do złej gry wystarczy?

Najpierw Amos Oz, a teraz Dawid Grosman. Obaj piszą o odchodzącej matce, o jej cierpieniu i o przywiązaniu. Obaj robią to w odmienny sposób, bo też i cierpienie każdego człowieka jest inne. Ale w obu przypadkach cierpi nie tylko matka, która postanawia odebrać sobie życie. Cierpią jej najbliżsi, którzy nie potrafią sobie z tym poradzić. Cierpią dzieci, dla których świat zmienia się w zupełnie obce miejsce. Braku matki nie da się w żaden sposób nadrobić. Nikt nie może nawet próbować się z nią porównać. Nikt nie wypełni tej pustki.

Koń jest zabawny tylko na początku. W momencie, gdy wykłada wszystkie karty na stół, można z nim tylko płakać.

Dawid Grosman, „Wchodzi koń do baru”, tłum. Regina Gromacka, wyd. Świat Książki