“My, Żydzi z Polski”

Jedni odnajdują się w religii, drudzy ją odrzucają; jedni chcą czuć się częścią wspólnoty, drugim nie jest to potrzebne; jedni narzekają, drudzy się cieszą – polscy Żydzi, 24 osoby, z którymi wywiady przeprowadziła Irena Wiszniewska.

Miriam Gonczarska studiuje w Yeshivat Maharat w Nowym Jorku. To miasto porównuje do… naszych wschodnich sąsiadów. „U nich jest tak płasko jak na Białorusi, choć oni o tym nie wiedzą, ponieważ horyzont przesłaniają im reklamy. Mam wrażenie, że w Nowym Jorku wyobcowanie jest tak naturalnym zjawiskiem jak w Polsce brzemię Holokaustu,” podkreśla Miriam. Ona sama była w Izraelu, na Białorusi, w Stanach Zjednoczonych oraz Polsce. Porównuje życie żydowskie w różnych miejscach, zdobywa doświadczenia, uczy się. Jest osobą religijną, ale nie obce jej są ideały feminizmu. Tytuł wywiadu z Miriam brzmi: „Chyba nie będę rabinką”, ale to nie znaczy, że nie będzie ona nauczycielką, czy przewodniczką dla kogoś kto takiej pomocy potrzebuje. Jej wiedza i doświadczenie mogą przydać się wielu osobom.

Miriam związana była, lub wciąż jest, również z żydowskimi mediami. Współpracuje m.in. z portalem Jewish.org.pl.

„Wolę złodzieja i pijaka, który wie, że jest złodziejem i pijakiem, niż sprawiedliwego, który wie, że jest sprawiedliwy,” powiedział kiedyś Widzący z Lublina, a jego słowa wziął sobie za dewizę rabin Symcha Keller, który w książce Ireny Wiszniewskiej opowiada o cudzie, jaki przytrafił mu się kiedy postanowił odwiedzić grób Widzącego. „Cuda polegają nie na tym, że są nadprzyrodzone, ale że coś się wydarza we właściwej chwili,” dodaje.

„Mniemanie, że Żydzi są mniej więcej tacy sami, jest mniemaniem nieprawdziwym. Żydzi są różni: mądrzy i głupi, uczciwi i nieuczciwi,” mówi kolejny z bohaterów książki, Sergiusz Kowalski, który do GWŻ w Warszawie wstąpił trochę przez przypadek. Któregoś dnia stał w kolejce po macę, został zaczepiony przez dwie koleżanki, które postanowiły go do gminy zapisać.

Jedni nie chcą się zrzeszać, nie czują potrzeby działania w organizacjach żydowskich, nie widzą w swoim żydostwie niczego wyjątkowego. Inni wręcz przeciwni – potrzebują grupy, potrzebują innych, którzy mają podobne doświadczenia. „Już nie domagam się od świata, żeby – że tak powiem – uznał we mnie Żyda i przed moim żydostwem się pokłonił. Nie czuję się ostatnim nosicielem pamięci o przodkach. Patos, emfaza i egzaltacja są mi obce,” podkreśla Jan Hartman. Jego zdaniem osoba ochrzczona, która przeszła konwersję jest w większym stopniu „żydowska” niż ona sam. „Należy do Beit Kraków, chodzi tam na spotkania, uczy się hebrajskiego, jeździ co roku do Izraela. To ona jest o wiele bardziej Żydówką niż ja (…) Nabrałem dystansu do własnego żydostwa, które jest płytkie, podarowane mi, w sensie pewnej realności, jako pochodzenie, natomiast przeze mnie konsumowane dosyć powierzchownie.”

Żydzi są różni i różne są ich historie. Różne jest ich spojrzenie na świat, politykę, bieżące wydarzenia, historię i własną tożsamość. Różnią się tak, jak wszyscy inni potrafią się różnić. Warto poznać ich opowieści, warto je docenić, a późnej może warto dopisać ciąg dalszy…

Irena Wiszniewska „My, Żydzi z Polski”, wyd. Czarna Owca

Katarzyna Markusz