Władysław Bartoszewski w październiku 1963 roku złożył w Jad Waszem relację na temat działalności Żegoty. Dziś, 70 lat po powstaniu tej organizacji, zapis tamtego wystąpienia został opublikowany przez PWN. “Skoro ocalałem, a tylu innych – znajomych i nieznajomych, Polaków i Żydów – zginęło, powinienem dać świadectwo prawdzie. Zwłaszcza, że sporo wiedziałem o wielu wydarzeniach i konspiracyjnych działaniach, bo sam w nich uczestniczyłem,” podkreśla Władysław Bartoszewski.
“Żegota” to kryptonim tajnej organizacji Rady Pomocy Żydom, która działała w latach 1942-1945. “Ja byłem zwykłym wykonawcą pewnych rzeczy (…), energiczniejszym niż dzisiaj wykonawcą, ale na pewno nie przysługuje mi tytuł wybitnego organizatora,” wspomina Bartoszewski.
Pomoc Żydom w ramach Żegoty rozpoczęła się w 1942 roku. “Z początku w społeczeństwie polskim panował pogląd, że dla Żydów jest przewidziana przyszłość, że to Polaków czeka gorszy los. Nam dzisiaj może to się wydawać nielogiczne, ale ja informuję o tym, co wtedy słyszałem. I polska inteligencja, i chłopi uważali, że Żydzi są bardziej upokarzani, bardziej ograniczani materialnie, ale kto wie, czy nie jest im pisane na przykład przymusowe wysiedlenie – bo niby pierwotnie tak się w Niemczech mówiło, natomiast nas, inteligencję polską, Niemcy chcą zniszczyć,” mówił Bartoszewski.
Zofia Kossak-Szczucka zajmowała się pomocą Żydom jeszcze zanim powstała Żegota. Dzięki temu poznał ją Bartoszewski. To ona zabiegała w kręgach AK o wsparcie dla swojej akcji, również materialne. “Mówię o niej jako o rozumnej szałem, jako o tej świątobliwej w jakimś znaczeniu, a nieraz niepoczytalnej w działaniach, osobie odważnej do szaleństwa (…). Czasami trafiała do ludzi, którzy tak od razu w ogóle by nie rozmawiali z kimś innym, ale z nią rozmawiali. No, bo co: żona oficera, jej mąż, Zygmunt Szatkowski, siedzi w oflagu, pisarka, uczciwa do gruntu, działać konspiracyjnie się nie boi, a co może zrobić – zupełnie nie wiadomo.”
Wielu współpracowników Żegoty nie wiedziało w czym tak naprawdę bierze udział, komu pomaga. Im mniej osób zdawało sobie sprawę ze skali tej pomocy, tym łatwiej było działać. “Rada lokowała niejednokrotnie kobiety czy dzieci po mieszkaniach, nie za każdym razem uprzytamniając osobom zainteresowanym, że to są Żydzi. Jeżeli dana osoba miała powierzchowność pozwalającą na jakiekolwiek złudzenia, to Rada nie zawsze informowała”. Dyskrecja była ważna ze względu na konfidentów, którzy w każdej chwili mogli doprowadzić do aresztowania zarówno ukrywających się Żydów, jak i tych, którzy udzielili im pomocy. Bartoszewski podkreśla, że “wszyscy Polacy, którzy trafili na Pawiak czy do Oświęcimia za działalność podziemną (…), trafili tam nie w wyniku tego, że rozpoznawano po twarzy, iż są w tajnej organizacji polskiej, ale dlatego że wydał ich konfident Polak albo volksdeutsch, ale częściej Polak.”
Działalność Żegoty była opisywana wielokrotnie. Czy publikacja relacji sprzed pół wieku zmieni naszą wiedzę na ten temat? A może chociaż pewne fakty przypomni? Sam Bartoszewski przyznaje przecież, że wtedy nie mógł powiedzieć wszystkiego, że obawiał się, iż ta relacja mogłaby dostać się w nieodpowiednie ręce. Czy wobec tego wciąż pozostaje ona dokumentem wartościowym?
Jak pisze Władysław Bartoszewski, “teraz publikuję tamtą powieść sprzed niemal pięćdziesięciu lat. Dlaczego? Żeby nie zginęła pamięć o szlachetnych ludziach. I żeby nigdy nie zapomniano, dlaczego czasem warto narażać własne życie.”
Katarzyna Markusz