Uwe von Seltmann doskonale zna hebrajski i jidysz, a Jerozolimę uważa za swój drugi dom. Judaizmem i historią narodu żydowskiego interesuje się od dawna. Gdy jednak zaczął badania związane z rodzinną historią jego żony Gabrieli, której dziadek zginął w Auschwitz, często słyszał, że nie ma prawa tego robić. Dlaczego? Bo Uwe jest Niemcem, a jego dziadek był esesmanem, który brał udział w likwidacji warszawskiego getta.
Twoja podróż w poszukiwaniu historii własnej rodziny rozpoczęła się w krakowskiej synagodze Remu. Spotkałeś tam tajemniczego Żyda z Londynu, który przekonywał, że Twoje zainteresowanie judaizmem wiąże się z wyrzutami sumienia z powodu tego, co robił Twój dziadek. Jednocześnie stwierdził: “Jestem pewien, że pan ma żydowskich przodków”. Kim był ten człowiek? Czy udało Ci się go później odnaleźć?
Uwe von Seltmann: Nic o nim nie wiem, poza tym, że mieszka w Londynie i raz do roku przyjeżdża do Krakowa, aby uczcić pamięć swoich rodziców. Nie znam jego nazwiska. Mam go wprawdzie na jednym ze zdjęć, ale od tyłu, więc wygląda tam jak każdy inny starszy mężczyzna. Bardzo chciałbym go odnaleźć. Może to się uda, kiedy moja książka zostanie przetłumaczona na angielski.
W swojej książce opisujesz proces odkrywania rodzinnej historii. Dowiedziałeś się wielu rzeczy o swoim dziadku, który brał m.in. udział w likwidacji warszawskiego getta. Jak na te informacje zareagowali członkowie Twojej rodziny?
Uwe von Seltmann: Zanim ukazała się ta książka dziadek był w naszej rodzinie tematem tabu. Po jej publikacji to książka stała się tabu. Wszyscy ją przeczytali, ale nikt nie chciał na ten temat rozmawiać. Austriacka część mojej rodziny była na mnie zła. Uważali, że skalałem rodzinne gniazdo. Reszta rodziny milczała. Po opublikowaniu mojej książki podróżowałem z moim ojcem do Krakowa, Lwowa, Galicji, gdzie odbywały się spotkania autorskie. Jedna z uczestniczek takiego spotkania we Lwowie zapytała o to, jak zareagował mój ojciec na te poszukiwania. Powiedziałem, że może go sama zapytać, bo jest na sali. I on musiał wtedy coś powiedzieć, a nie było to dla niego łatwe.
Co powiedział?
Uwe von Seltmann: Powiedział, że jest wdzięczny za to, że napisałem tę książkę, bo dowiedział się czegoś o swoim ojcu. Przedtem nie wiedział o nim nic. To było, moim zdaniem, bardzo ważne.
Z czasem podejście Twojej rodziny do tej sprawy zaczęło się jednak zmieniać.
Uwe von Seltmann: Tak, teraz są bardziej otwarci. Nie tylko przeczytali książkę, ale piszą do mnie, mówią, że są bardzo poruszeni. Rozpoczyna się pewien głęboki proces w obu naszych rodzinach – mojej i Gabi. Mój brat wysłał mi email, że przeczytał tę książkę i powinniśmy o tym porozmawiać, ale myślę, że minie jeszcze jakiś czas zanim do tego dojdzie.
Czy udało Ci się dotrzeć do informacji świadczących o tym, że Twój dziadek miał żydowskich przodków?
Uwe von Seltmann: Mój dziadek zrobił szybką karierę w SS, ale w pewnym momencie zaczął mieć problemy z wyższymi rangą oficerami . Ciągle domagali się od niego dowodów, że jest stuprocentowym Aryjczykiem. Zawsze zastanawiałem się na tym, dlaczego tak było? Czy miał jakieś żydowskie korzenie? Jak masz dziadka w SS to wydaje się niemożliwe, abyś miał żydowskich przodków. Ludzie często mnie o to pytają, ale do tej pory nie zajmowałem się badaniem takiej ewentualności. Zacząłem o tym myśleć odkąd zamieszkaliśmy na Kazimierzu w Krakowie. Wciąż nie mam dowodów, żadnych dokumentów potwierdzających tę tezę, ale jest to możliwe zarówno ze strony mojej matki, jak i ojca. W kwietniu odwiedziłem moją siedemdziesięcioletnią matkę. Przeczytała wtedy w lokalnej gazecie artykuł o mnie, mojej książce i o tym, że mój następny projekt będzie związany z poszukiwaniem żydowskich korzeni. Powiedziała mi wtedy, że całe życie czuła się mocno związana z Żydami, z narodem żydowskim. To było dla mnie zaskoczeniem, bo nigdy wcześniej nic takiego nie mówiła.
Gabrielo, podczas Twojego pierwszego spotkania z Uwe dowiedziałaś się kim był jego dziadek. Ty powiedziałaś mu, że Twój dziadek zginął w Auschwitz. Pamiętasz, co czułaś rozmawiając z nim wtedy?
Gabriela von Seltmann: Poznaliśmy się w jednej z krakowskich kawiarni. Siedziałam przy stoliku ze znajomymi. Kiedy Uwe, pytany przez nas, powiedział o swoim dziadku, zapadła cisza. To było dla nas szokujące. Od początku nie miałam nic przeciwko Uwe, który mówił otwarcie o przeszłości swojej rodziny, był świadomy tego, co się stało. Później szliśmy ulicą Szeroką i rozmawialiśmy o tym. Poczułam złość na sytuację, w której się znaleźliśmy. Nasi dziadkowie brali udział w machinie wojennej. My, będąc trzecim pokoleniem od tamtych wydarzeń, spotykamy się, a ten problem z przeszłości nadal istnieje, został nam przekazany. Wtedy poczułam, że muszę się zmierzyć zarówno z historią mojej rodziny, jak i własnymi emocjami. Nie wiedziałam, że stanę się tłumaczem listów pisanych przez świadka śmierci mojego dziadka, że będę tłumaczyć słowa mojej ciotki, że poznam tylu niesamowitych ludzi. Wtedy, na Szerokiej, poczułam aurę tych emocji, które później przyszły. Pewnie wtedy, gdybym wiedziała, jak trudne to będzie, to bym się na to nie zdecydowała. Teraz jednak mogę powiedzieć, że warto było to zrobić. Kumulujące się w rodzinie od lat emocje są czasem nie do zniesienia.
Twój dziadek, gdy został aresztowany trafił najpierw do obozu na Majdanku. W książce wspominasz o tym, że sądziłaś, iż aresztowano go, bo był Żydem. Co było rzeczywistym powodem jego aresztowania?
Gabriela von Seltmann: Dziadek był Polakiem, pochodzącym ze zubożałej szlachty był inteligentem. Dlatego zginął. Studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim, był na studiach w Szwajcarii. Jego ojciec był dyrektorem w szkole, do której chodziło wielu Żydów. Mój dziadek kierował szkołą rolniczą w Werchowynie. W związku z tym baliśmy się, że znajdziemy tam dokumenty świadczące o tym, że był nacjonalistą, który pojechał tam polonizować Hucułów. Tak jednak nie było. To, że przeżył tak długo w czasie wojny świadczy o tym, że miejscowi musieli go lubić. Brat mojej mamy i siostra jako dzieci mówili po ukraińsku. Mam wrażenie, po rozmowach ze świadkami, że był po prostu uczciwym człowiekiem. Uwe powiedział, że zazdrości mi mojego dziadka.
Uwe, podczas badań, które polegały na odkryciu historii rodziny Gabi, kilkakrotnie spotkałeś się z opiniami, że jako Niemiec, jako wnuk esesmana, nie masz prawa tego robić. Skąd brały się te opinie i jak się do tego odnosiłeś?
Uwe von Seltmann: W pewnym momencie to stało się problemem, bo zacząłem wierzyć, że ludzie, którzy tak mówią mogą mieć rację. Zapytałem jednego z moich polskich przyjaciół, co mam o tym myśleć. Powiedział mi, że to bzdury, bo mam takie samo prawo do zadawania pytań, jak inni ludzie. To było dla mnie bardzo ważne. Nie jestem moim dziadkiem. Żyję 70 lat później.
Katarzyna Markusz