Amerykanin Richard Zimler jest popularnym i wielokrotnie nagradzanym pisarzem. Jego najnowsza książka, “Anagramy z Warszawy”, właśnie ukazała się w Polsce. Autor przyjechał do naszego kraju na kilka dni, aby spotkać się z czytelnikami oraz odwiedzić miejsca związane z historią jego rodziny. Dziadkowie Richarda Zimlera pochodzili z Polski. Mieszkali w Brzezinach niedaleko Łodzi. Jego dziadek, Icchak Gutkind był krawcem, a babcia, Gnendel Kalisz, pracowała w przemyśle tekstylnym. Chociaż mieli oni liczne rodziny, większość z ich krewnych zginęła podczas wojny. Im samym udało się przeżyć, bo wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych na początku XX wieku. Przyjeżdżając do Polski, Richard miał ze sobą w portfelu ich zdjęcie, zrobione już w nowym kraju. Rodzinnych fotografii z Polski niestety nie ma. – Moi dziadkowie mówili po polsku, często wspominali Polskę, a babcia gotowała polskie potrawy – wyjaśnia Richard Zimler. – Dlatego chciałem tu przyjechać. To nie jest moja pierwsza wizyta w Polsce, ale za każdym razem cieszę się, że mogę tu być.
Bohaterem “Anagramów z Warszawy” jest Erik Cohen, specjalista w dziedzinie psychiatrii. W czasie wojny zostaje on zmuszony do zamieszkania w getcie warszawskim. Swoje małe lokum dzieli z siostrzenicą i jej synem Adamem. Chłopiec jest dla niego niezwykle ważny i, mimo tak trudnych warunków, Cohen próbuje dać mu namiastkę prawdziwego rodzinnego ciepła. Pewnego dnia Adam wychodzi z domu i już nie wraca. Gorączkowe poszukiwania nie przynoszą rezultatu. Chłopiec wkrótce zostaje znaleziony martwy. Sprawca odciął mu nogę i porzucił ciało, przerzucając je przez mur od aryjskiej strony getta. W tamtym okresie śmierć nie była czymś nadzwyczajnym. Każdego dnia dziesiątki osób umierały na ulicach, w swoich domach oraz podczas aresztowań prowadzonych przez Niemców. Erik wkrótce odkryje, że Adam nie był jedynym dzieckiem zamordowanym w ten sposób. Rozpocznie własne śledztwo, które doprowadzi go do niespodziewanego rozwiązania. – Kiedy jestem w Polsce, myślę o bohaterach mojej powieści – przyznaje Richard. – Spędziłem z nimi przecież wiele czasu, pisząc tę książkę. Oczywiście, to postacie fikcyjne, ale ich obecność w tym miejscu jest niemal wyczuwalna.
Zimler podczas swojego pobytu w Polsce nie odwiedzi Krakowa, chociaż bardzo o tym marzył. Wiele słyszał o żydowskim odrodzeniu w Polsce. – Moi przyjaciele, którzy zwiedzali Polskę i byli w Krakowie podchodzą do tego z pewnym dystansem – wyjaśnia. – Porównują ten Jidyszland do Disneylandu. Uważam, że nie ma nic złego w takim zainteresowaniu żydowską kulturą. Może tylko potrzeba więcej autentyczności.
Kultura to jednak nie wszystko. W ostatnich latach wiele mówi się o żydowskiej historii w Polsce, o jej właściwym upamiętnianiu. – Nie chcę, żeby Polacy pamiętali o żydowskiej historii. Chcę, żeby pamiętali o swojej historii, bo przecież Żydzi byli jej częścią – mówi Richard Zimler. – Trzydzieści procent przedwojennych mieszkańców Warszawy było Żydami, ale również Polakami. Przecież Żyd i Polak to nie są jakieś dwa przeciwieństwa. Można być i jednym i drugim. Dlatego w swojej książce tej części Warszawy poza gettem nie nazywam stroną aryjską. Zresztą Aryjczycy to mieszkańcy Północnych Indii. Ja mieszkańców Warszawy nazywam polskimi chrześcijanami. Żydzi, którzy mieszkali tu przed wojną też byli Polakami. Zdziwiłbym się bardzo gdyby ktoś mnie zapytał czy jestem Amerykaninem, czy Żydem. Jedno drugiego przecież nie wyklucza. Moja babcia była jednocześnie Polką i Żydówką. Ja nie chcę tego oddzielać. Nie wiem czemu miałyby służyć takie podziały. Czasami ludzie lubią komplikować różne rzeczy, chociaż wcale nie muszą.
W Polsce dużo mówi się o Holokauście. Dzieci uczą się na ten temat w szkołach. Czy tak samo jest w Stanach Zjednoczonych? – Uczymy się w szkołach historii europejskiej, ale głównie o królach Francji, czy Anglii – wyjaśnia Zimler. – Ja wiedzę na temat Holokaustu czerpałem z własnych źródeł. Starałem się na ten temat dowiedzieć jak najwięcej; przeczytać wartościowe książki. Amerykanie dużo wiedzą o ich własnym najbliższym otoczeniu i to wszystko. Dla mnie centrum współczesnej historii to druga wojna światowa. Wszystko kręci się wokół lat 1939-1945. Może, gdybym nie był Żydem, a moi dziadkowie nie wyemigrowaliby z Polski, moją uwagę przyciągałoby coś innego. Kiedy o tym myślę, uświadamiam sobie jak życie może się niezwykle ułożyć. Gdyby moi dziadkowie zostali w Polsce, prawdopodobnie ja nie pojawiłbym się na świecie. Jakie mieliby oni szanse na przeżycie? A co by było, gdyby te trzydzieści procent Żydów nadal mieszkało w Warszawie? Nie byłoby może lepiej, ale z pewnością inaczej.
Najnowsza książka Richarda, “Anagramy z Warszawy”, spotkała się z pozytywnym przyjęciem zarówno czytelników, jak i krytyków. – Dostaję miłe maile od czytelników z różnych stron świata, z Brazylii, Ameryki, Anglii. Niektórzy z nich również mają rodzinne doświadczenia związane z Holokaustem. Większość recenzji w prasie też jest pozytywna. Cieszę się z tego. Staram się zresztą nie czytać recenzji negatywnych. Moi znajomi mówią, żebym się takimi opiniami nie przejmował, ale jak to zrobić, jeśli spędziłem nad pisaniem książki wiele miesięcy i włożyłem w to tak wiele pracy. Muszę więc również negatywne zdania brać do siebie.
Pytany o plany na przyszłość Richard mówi krótko – “Strawberry fields forever”. To tytuł jego najnowszej książki. – Kiedy przyjechałem do Portugalii w 1990 roku, przeżyłem szok kulturowy – wyjaśnia. – Portugalczycy okazali się być zupełnie inni niż Amerykanie. Miałem oczywiście wiele problemów. Teraz postanowiłem napisać o portugalskiej dziewczynie, która przeprowadza się do USA. To taka odwrotność mnie. Okazało się, że to pierwsza książka o emigrantach z Portugalii napisana z punktu widzenia kobiety.
Katarzyna Markusz