Jechiel Rajchman w 1942 r. został wywieziony do obozu zagłady w Treblince z getta w Ostrowie Lubelskim. Uciekł stamtąd podczas powstania 2 sierpnia 1943 r. Swoje wspomnienia z “rzeźni”, jak nazywał Treblinkę, spisał w jidysz. Właśnie ukazał się polski przekład tego tekstu. Okazją do rozmowy na temat książki “Ocalałem z Treblinki. Wspomnienia z lat 1942-1943” były 14. Dni Książki Żydowskiej odbywające się w maju w Warszawie. – To chyba jedyne spotkanie podczas tegorocznych Dni Książki Żydowskiej, które jest poświęcone Zagładzie – mówi Piotr Paziński, redaktor Naczelny “Midrasza”. – Pozostałe będą dotyczyły życia żydowskiego, a nie śmierci.
– Wydawnictwo zaproponowało mi zrobienie przekładu z jidysz, mimo że istniała wersja tekstu w języku francuskim – mówi tłumaczka Bella Szwarcman-Czarnota. – Jak się okazało, była to słuszna decyzja. Zaczynając pracę nad tą książką w pewnym sensie stanęłam na progu Treblinki. Tłumaczenie wspomnień Rajchmana było taką pracą od podstaw, w każdym tego słowa znaczeniu. Nigdy wcześniej nie tłumaczyłam relacji z Zagłady. Nigdy też nie miałam do czynienia z tak naznaczonym piętnem czasu maszynopisem. Chwilami miałam wrażenie, że jest mi tak trudno, jak tym, którzy w tej Treblince byli. Musiałam przerywać pracę. Dzięki temu nabierałam do niej dystansu. Sposób w jaki Rajchman pisze powoduje, że jest się cały czas w środku tych wydarzeń. Gdy po kilku miesiącach dostałam korektę, miałam wrażenie, że nie pamiętam znacznej części tego tekstu. W taki właśnie zdumiewający sposób byłam w Treblince. Później o niej zapomniałam.
Język, jakim napisane są te wspomnienia jest dość surowy. – To język człowieka niezbyt wykształconego, ale czasami pojawiają się tam zwroty i wyrażenia jakby z innego rejestru – przyznaje Bella Szwarcman-Czarnota. – Można to chyba przypisać temu, że w każdej relacji żydowskiej zostawia swój ślad tradycja i liturgia. Rajchman na początku nie rozumiał dlaczego przeżył, skoro jego rodzina zginęła. Później uznał, że ocalał, aby móc o swoim doświadczeniu opowiedzieć. W jednym z rozdziałów opowiada, że Żydzi szli na śmierć z modlitwą Szma Israel (Słuchaj, Izraelu!). W tej właśnie modlitwie padają słowa “I opowiesz swojemu synowi…”. To jest właśnie tan nakaz, który się powtarza; nakaz pamiętania doskonale uzewnętrzniony w żydowskiej tradycji. To jest to echo, które powoduje, że głos człowieka nieuczonego brzmi jak dzwon.
Polskie wydanie wspomnień Jechiela Rajchmana stanowi przekład z oryginalnego tekstu napisanego w jidysz i stara się wiernie zachować jego strukturę. Stąd różni się niekiedy od wydania francuskiego, w którym dokonano zmian w układzie tekstu. – W edycji francuskiej pominięto również następujące zdania: “Warto zauważyć, że wśród SS-manów z Treblinki znajdowali się robotnicy, jak i członkowie partii komunistycznej. Jeden zaś z SS-manów był niegdyś pastorem kościoła ewangelickiego” – wyjaśnia Bella Szwarcman-Czarnota.
– Jak to się stało, że tekst, który ma ogromną rangę świadectwa, przeleżał tyle lat i nikt nie wiedział o tym, że on istnieje? – zastanawiała się Ewa Koźmińska-Frejlak, autorka posłowia oraz części przypisów. – Nikt nie zainteresował się samym Rajchmanem, który zmarł w 2004 r. Dlaczego nie ma śladu tego tekstu w Żydowskim Instytucie Historycznym? Ze wszelkich możliwych źródeł starałam dowiedzieć się jak najwięcej o osobie Rajchmana. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że był on aktywnym działaczem nieformalnego koła byłych więźniów Treblinki, które pierwszy raz zebrało się na początku 1945 r. z inicjatywy Żydowskiej Komisji Historycznej w Lublinie. Ich zasadniczym celem było upamiętnienie tego, co się w Treblince wydarzyło i osądzenia zbrodniarzy z obozu.
Rajchman zeznawał przed Główną Komisją Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce w 1945 r. tego samego dnia, kiedy zeznawał Jankiel Wiernik. – Wtedy nie poinformował Komisji, że spisał swoje wspomnienia – mówi Ewa Koźmińska-Frejlak. – Rajchman jest wzmiankowany również przez Rachelę Auerbach w jej reportażu z Treblinki, jako że uczestniczył w wizytacjach terenu poobozowego w 1945 r. Trafiłam na transkrypt zeznań Rajchmana w procesie Demjaniuka, gdzie wspomina, że w 1946 r. jego relację spisał poeta Nachum Bomze. To potwierdzało hipotezę, że tekst powstał dosyć wcześnie.
Rajchman pod koniec 1946 r. nielegalnie wyemigrował z Polski. Najpierw znalazł się w Niemczech, a później trafił do Paryża. W 1948 r. osiadł na stałe w Urugwaju. Zanim wyjechał, już po wojnie został dyrektorem jednej z fabryk w Łodzi. – Z wywiadu, jakiego udzielił Fundacji Shoah wynika, że proponowano mu również wysokie stanowisko w administracji państwowej – wyjaśnia Ewa Koźmińska-Frejlak. – Warunkiem jaki mu wtedy postawiono było to, że pozostanie przy swoim aryjskim nazwisku (Henryk Romanowski). Moim zdaniem do wyjazdu z Polski skłoniła go nieprzychylna atmosfera po pogromie kieleckim i antysemityzm, także morderczy.
Tekst Jechiela Rajchmana jest czwartą publikacją w języku polskim relacji z Treblinki. Poprzednie to “Rok w Treblince” Jankiela Wiernika, “Bunt w Treblince” Samuela Willenberga oraz “17 dni w Treblince” Eddie’go Weinsteina.
Organizatorem Dni Książki Żydowskiej jest czasopismo “Midrasz”.
KATARZYNA MARKUSZ